Menu

ogłoszenie bezpłatne

 

Coś jest nie tak... O kulturze gorzko...

  • Autor 

pytaj1Artykuł z 12 stycznia 2009 roku 
 
Po niemal czterech latach aktywnego śledzenia wydarzeń kulturalnych w mieście i informowania o nich w niniejszym portalu, ale i bytności na takowych przez długie, długie lata, począwszy od wieku szkolnego, nasunęło mi się nieco spostrzeżeń, którymi czas się podzielić z drogimi czytelnikami.

Nigdy miasto nasze nie było jakimś bardzo skoncentrowanym organizmem, choćby z powodu ogromnego terytorium, jakie zajmuje, ale nigdy też nie można było powiedzieć o Jaworznie - pustynia kulturalna.
?Nic się nie dzieje, wszyscy się nudzą", za słowami młodzieżowej piosenki, jak katarynka powtarzają niektórzy, pomimo faktu, że tak władze, jak i osoby animujące kulturą w mieście, pracownicy centrum kultury, ale i  hobbyści, pasjonaci, których w Jaworznie nie brak, wychodzą z siebie obmyślając, czym gawiedź przyciągnąć na koncert, spektakl, wernisaż... i jeszcze nie znalazł się taki, który by gustom naszych mieszczan potrafił dogodzić.

jbaranz.jpgA przecież żyje w naszym mieście wiele osób, które o swoim wykształceniu i inteligencji nie powiedzą inaczej, jak tylko gruntowne i solidne. Ileż osób rości sobie pretensje do swego oczytania i otwartości na wiedzę i jej zgłębiania. Ile jest osób, które mienią się światłymi i żądnymi kultury.
Odwiedzając różne fora internetowe można znaleźć wypowiedzi które sugerują, iż mimo, że w Jaworzno nie jest miastem wielkim, niespełna stutysięcznym, to jednak sporo się tu dzieje i czas wolny można sobie zorganizować. Różnego rodzaju wydarzenia, czy to kulturalne, począwszy od koncertów błahych, po te bardziej ambitne, skończywszy na bardzo wyrafinowanych - muzyki poważnej, dla prawdziwych koneserów. Spotkania z ludźmi pióra, poetami, powieściopisarzami, dziennikarzami. Bywają tu artyści malarze, rzeźbiarze. Jest sport, który stoi na wysokim poziomie, a obecność drużyn pierwszoligowych zarówno polskich, jak i zagranicznych, reprezentacji innych państw nie należy do aż takich rzadkości.

Jak więc zrozumieć fakt, że nasze lokalne społeczeństwo nie jest zupełnie zainteresowane przyjściem na ciekawe wydarzenia, bo dwa tysiące osób, z czego duża część spoza miasta, na stadionowym koncercie, albo na koncercie noworocznym, raz w roku, to naprawdę kropla w morzu. Nawet fakt, że ogromna ich ilość serwowana jest za darmo, nie skłania wielu do wyściubienia nosa z domu. Nos wyściubia mała garstka zapaleńców i to w wieku raczej już dojrzałym. A co z młodzieżą?

pszoniakz.jpgCzym wytłumaczyć niechęć do odwiedzenia sali koncertowej, albo galerii, czy bibliotecznego audytorium, w których to miejscach dzieją się rzeczy doniosłe, na najwyższym poziomie, z udziałem ludzi najwyższej kultury, z pierwszych stron gazet.
Czy tylko posiadanie samochodu i najlepszego zestawu DVD, bądź obejrzenie szmirowatej produkcji w multipleksie są wyznacznikiem statusu intelektualnego dla naszych mieszkańców? Bo do takich wniosków dochodzi się widząc niemal pustą sale, kiedy Olgierd Łukaszewicz odgrywa monodram, na który miejsc brak na o wiele większych widowniach niż nasza, w Sali Teatralnej.

Nasuwa mi się kilka wytłumaczeń tego fenomenu, (a niestety nikt nie przekona mnie argumentami, że zła pora, że za drogo, że coś tam, coś tam... to dobre do usprawiedliwienia się przed samym sobą, to "mydlenie oczu"). 
Więc albo mieszkańcy Jaworzna są tak wielce oczytani i obznajomieni z wielką sztuką, że nie potrzeba im już więcej, albo po prostu posiadają tak niski poziom swojej świadomości,  że wiedzą, że przychodząc na sztukę teatralną nic by z niej nie zrozumieli i jedynie wstydu by sobie przynieśli, na przykład wybuchając śmiechem w chwili, kiedy to nad wyraz niestosowne. Obawa przed pokazaniem swej prawdziwej niedojrzałości intelektualnej? Czy obraziłem kogoś tym stwierdzeniem?
Uderz w stół... ktoś się już pewnie oburzył. No to idźmy dalej.

lukaszewiczz.jpgMamy w mieście kilkadziesiąt szkół różnego stopnia, w których pracuje kilkuset nauczycieli, uczy się kilka tysięcy uczniów, mających kilkanaście tysięcy rodziców.
Analizując wcześniejsze wywody, nie ma się co dziwić, że albo przeintelektualizowany rodzic, albo rodzic niedointelektualizowany, nie wysyła swego dziecka, często nastolatka, maturzysty na koncert, czy sztukę teatralną, albo na mecz siatkówki. Bo po co? Cóż, czasem trzeba zapłacić tych pięć albo dziesięć złociszów, więc szkoda, bo to już w dobrej cenie nawet pięć piw. A może też pogarda dla własnego miasta, miejsca w którym się żyje, a dla zasady nie korzysta się z tego, co proponuje, bo przecież... co to za miasto? To raczej ?wiocha". Słyszałem, więc cytuję.

No tyle, że gdy na wieś przyjeżdża grupa teatralna aby zagrać spektakl w remizie, w domach pozostają jedynie zwierzęta gospodarskie, a do remizy trudno zapałkę wcisnąć. Bo to nie wstyd przyjść zobaczyć kogoś, kto zagrał w filmie Wajdy, albo stał niegdyś na scenie wraz z Tadeuszem Łomnickim, a teraz uchodzi za najzdolniejszego jego ucznia.
W Jaworznie jednak wartości są inne. Pub, knajpa, komputer, albo w najlepszym przypadku grill i marnej jakości butelczyna, przy płynącej z radia discopolowej sieczce, albo przy serialu, który tyle ma wspólnego z jakąkolwiek sztuką, co sztuka mięsa.

lipskaz.jpgZ drugiej strony czy można dziwić się rodzicom, zapracowanym, goniącym za każdym groszem, aby utrzymać dom od wypłaty do wypłaty. Tyle, że oprócz rodzin ubogich, których codziennością jest zmaganie się z problemami materialnymi są również rodziny nazywające się inteligenckimi. Lekarze, urzędnicy, inżynierowie, sunący najnowszymi modelami samochodów, mającymi podkreślić ich status - na pewno nie intelektualny, i... nauczyciele...
Przy tej ostatniej grupie pragnę zatrzymać się na dłużej, bo wychowany zostałem w rodzinie posiadającej duże nauczycielskie tradycje, a z opowiadań i z doświadczeń własnych lat szkolnych wiem, że rola nauczyciela i wychowawcy nie polegała kiedyś jedynie na odbębnieniu czterdziestopięciominutowej lekcji podczas której odczytało się z podręcznika temat i wstawiło kilka ocen oraz zadało jakieś zadanie na lekcję kolejną. Ale cały proces wychowawczy polegał na  wszczepieniu w młode umysły bakcyla danego przedmiotu, na obudzeniu chęci zdobywania wiedzy, poszerzania swoich horyzontów, a nie tylko na wyegzekwowaniu wyuczenia się kilku zdań, regułek, aby na egzaminie osiągnąć żądaną liczbę punktów. Oczywiście nie śmiem generalizować, bo są tacy, których prawdziwą pasją jest praca z młodzieżą, ale to naprawdę margines. A poza nimi?

Jak nauczyciel ma wyrobić w swoich wychowankach żądzę wiedzy, kiedy swoim przykładem nie stoi? A przecież to nie tylko zawód - to misja - szczególna, naprawdę doniosła, która dumą winna napawać.
pilipiukz.jpgIlu nauczycieli języka polskiego pojawia się na spotkaniach z poetami odwiedzającymi bibliotekę, ilu z nich zachęca swoich uczniów do pójścia na spotkanie choćby z Maciejem Szczawińskim, który niesłychane rzeczy, w niesłychanie ciekawy sposób, piękną polszczyzną mówi o literatach, o autorach najwybitniejszych, o których wiedza choćby do matury mogłaby się przydać.
Siedem osób, w tym dwie z prasy uczestniczyło w spotkaniu na temat Harasymowicza, Nowaka, Śliwiaka. O czym to świadczy? Czy o indolencji młodzieży? Owszem, pewnie też. Ale pytanie które się nasuwa - gdzie są poloniści, gdzie osoby, których jeśli już nawet nie obowiązkiem, to przynajmniej przyzwoitością powinno być uczestniczenie w takich wydarzeniach. Jak rozumieć fakt, że osoba, która swoje życie związała z literaturą, nie jest zainteresowana kompletnie tym co dzieje się w miejskiej kulturze.
No to skąd młodzież ma brać przykład? Kto ma ją nauczyć organizacji sobie wolnego czasu, kto ma nauczyć umiejętności rozumienia różnych dziedzin sztuki, jeśli osoby z powołaniem do wychowania nie kwapią się aby ukształtować świadomość nastolatków?

Hmm, a może odpowiedź jest tak prosta, że aż niewiarygodna - ?Mnie za to nie płacą !" (?)
Ale przecież kółka zainteresowań raczej za darmo nie są prowadzone. Dlaczego więc w ramach na przykład kółka dziennikarskiego, czy polonistycznego, recytatorskiego, nie prowadzi się uczniów tam, gdzie dzieje się coś, z czego mogą skorzystać i nauczyć się więcej?
szczawinskiz.jpgWychowuje się natomiast roboty, które mają być przygotowane do wypełnienia testu, a których celem jest zdobycie liczby punktów powodujących zaliczenie egzaminu. Bo wybicie się ponad przeciętność nie jest w modzie.
A może to wstyd pokazać się wśród ostatniej zainteresowanej sztuką garstki mieszkańców miasta?

Inna sprawa to fakt, że często uczniowie zdolni, czy to muzycznie, czy literacko, są zauważani w swoich szkołach najczęściej z okazji różnego rodzaju akademii, bo wtedy uroczystość nabiera blasku, i można pochwalić się ?osiągnięciami wychowawczymi", co dodaje prestiżu szkole. A młody człowiek choćby nie chciał, to musi zagrać, zaśpiewać, bo mówiąc ?nie", ma świadomość, że ocena z zachowania może być niższa.
A gdyby tak w kryteriach determinujących ocenę z zachowania więcej wagi przyłożyć do aktywności tej, o której właśnie piszę? Ale nie na zasadzie grożenia: ?Nie przyjdziesz, to ocena będzie niższa", ale: ?Przyjdziesz na koncert, zobaczę cię na nim, to będzie plusik". A i z przedmiotu, z którym jakieś wydarzenie jest związane, ocena może być o punkt lepsza, gdy profesor dostrzeże ponadobowiązkowe zainteresowanie, a nie tylko klepanie zadanego tematu na pamięć, bezmyślnie, bez jakiegokolwiek abstrakcyjnego myślenia i nawet o ciut wychodzenia poza obowiązkowe regułki...
zanusiz.jpgJednakże uczeń nazbyt zdolny, nazbyt wybijający się spośród grupy, mający swój własny, ciekawy punkt widzenia jest niewygodny. Podobnie jak uczeń mizerny, bo i jeden, i drugi wymaga poświęcenia więcej uwagi, a to przecież kłopot. Najwygodniejsi, najbardziej pożądani są średniacy. Czyż nie zdradzam tym zdaniem tajemnicy poliszynela?
Oczywiście, jednostki wybijające się są pożądane - wtedy, kiedy zdobywają miejsca na olimpiadach, konkursach z danego przedmiotu, bo wtedy nauczyciel ?ma wyniki" a szkoła zdobywa prestiż.
Mamy w Jaworznie kilka klas sportowych. Uczą się na nich młodzieńcy rzemiosła siatkarskiego, koszykarskiego... Czy to nie wstyd dla nauczyciela WF, że jego podopieczni mają w nosie mecz międzypaństwowy rozgrywający się w hali widowiskowo sportowej?
Ale jaki wychowawca, tacy i wychowankowie. A przecież ile można zobaczyć, podpatrzyć, nauczyć się, widząc nasze ?Złotka" na żywo. Tylko że... po co? To młodzież jest niechętna, odpowiadają belfrowie. Czy aby na pewno? Czy wychowanie taki właśnie model ma mieć?

Pamiętam czasy, kiedy obowiązkowo, zamiast na kółko polonistyczne, albo na zajęcia SKS, czy wręcz w owym czasie, w dopiero co wywalczoną wolną sobotę, pod rygorem obniżonej oceny wleczono całą klasę na przedstawienie, spotkanie z reżyserem, albo na właśnie jakiś mecz.
nowickijanz.jpgPrzepraszam za kolokwializm, ale krew nas zalewała, kiedy zmuszano nas do tego. Buntowaliśmy się, bo był to wiek buntu, ale siedzieliśmy i siłą rzeczy obserwowaliśmy co dzieje się na scenie czy na parkiecie. Teraz jednak mamy o czym opowiedzieć. Że na przykład ktoś z nas ma autograf z dedykacją od Stasia Tarkowskiego z pierwszej ekranizacji ?W pustyni i w puszczy", czyli od Tomasza Mędrzaka, czy od Nell Rawlison, którą grała Monika Rosca. Jeszcze do dziś pamiętamy, że głaskaliśmy najsłynniejszego wtedy polskiego psa - Sabę - potężnego doga, wychowywanego przez Franciszka Szydełkę, tresera najsławniejszych owczarków -  Szarika, Cywila i innych psów, biorących udział w kilkudziesięciu polskich filmach.
Dziś słyszy się: "Po co pójdę? Przecież jak będę chciał zobaczyć, to znajdę w Internecie".
Jednak jakie wspomnienia dzisiejsza młodzież będzie kiedyś zawdzięczać obecnym wychowawcom? Wspomnienie bezczynności Pani, Pana, Profesora, i dobrych popołudniowych nasiadówek w knajpach? Bo nasze, ... dziestolatków wspomnienia są nasycone przede wszystkim szacunkiem do tamtych nauczycieli.

Można zrozumieć, że wszyscy, i nauczyciele i uczniowie mają mnóstwo zajęć, dlatego nie da się być wszędzie, we wszystkim uczestniczyć, ale... Państwo wybaczą. Czy codziennie aż tak gęsto, aż tak bardzo wszyscy mają zapełniony swój kalendarz, że na koncert, czy spotkanie z literatem, albo reżyserem przychodzi 10, 15 osób? I to już jest wynik dobry.
sjanickiz.jpgCzy ambicje młodzieży mają ograniczać się do tak pustych i bezmyślnych celów, jak liczba znajomych w ?Naszej Klasie", czy przesłuchanych ?kawałków" w Myspace ?
Już nieraz wypowiadałem się z wdzięcznością o nauczycielach, którzy pracowali nad moją i moich kolegów, koleżanek, trudną nastoletnią naturą, broniącą się przed wszystkim, co zaproponują, dla zasady, bo nauczyciel to zło konieczne i ?co on mi tam będzie dyktował, gdzie mam iść, co robić."
A jednak każdemu z członków pedagogicznej społeczności miło by było być wspominanym po latach, jako ktoś, kto ?zaraził" pasją młodego człowieka.
W takim stanie rzeczy, trzeba jednak docenić nikłą garstkę młodych ludzi, którzy próbują coś czynić, poza obowiązkowymi zajęciami. Często uczą się grać, piszą poezję, rozwijają swoje sportowe zdolności po prostu w podziemiu, nie mogąc liczyć na takie wsparcie jakiego są warci. Jednakże na dumną postawę grona pedagogicznego podczas zakończenia roku szkolnego, kiedy to jest okazja pochwalenia się wychowankami, oczywiście liczyć mogą. Tylko jaką część w sukcesie młodego człowieka miał ten czy inny belfer, jaką miała szkoła?
Dlaczego zdecydowana większość nauczycieli nie stara się być idolami młodzieży, których przykład powinien stanowić punkt wyjścia do kształtowania charakterów, postaw życiowych. Przecież miano profesor, nauczyciel, to wyróżnik, mający stanowić o wysokim statusie społecznym. Dlaczego więc ta wartość leży daleko poza ambicją większości ciała pedagogicznego?
tslawekz.jpgDlaczego kryterium oceny nauczyciela przez przełożonego to mniejsza lub większa solidność w wypełnianiu ton papierków. Dlaczego nauczyciel dobry, to ten, który ?ma na papierze"?
Aby być sprawiedliwym - są tacy, którym rzeczywiście zależy. Wychowawcy mający wiele pomysłów na uaktywnienie swoich podopiecznych, co w niejednej publikacji zauważyłem i wyraziłem podziw, nie szczędząc słów pochwały dla zaangażowanych polonistów, muzyków, filologów, którzy organizują konkursy, itp, i o nich jest wciąż głośno, wszędzie ich widać, ale jest ich naprawdę chyba za mało, skoro sale, audytoria, widownie świecą pustkami.
A pozostała część społeczności, i ta młoda, i ta dojrzała, siedząca przed telewizorami i komputerami, na usprawiedliwienie swojej ignorancji, niby nie zauważając tętna miasta, od niechcenia potrafi jedynie burknąć ... ?Nic się nie dzieje".

Z ostatnich obserwacji - na spotkanie z Józefem Baranem, poetą, którego wiersze znalazły się w zadaniach maturalnych przyszło około 15 osób, w tym jedynie dwóch nauczycieli, polonistów wraz młodzieżą, którą uczą. Na spotkanie z Profesorem Sławkiem przyszło osób 10, na spotkanie z profesorem Marianem Kisielem, osób również około 10, w tym jeden polonista.


Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach
Strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach
Zgroza zimowa, ciemne konanie.

Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto.
Trochę pochodzą, trochę posiedzą,
I wszystko widmo. I wszystko fantom.

Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie,
Krawacik musną, klapy obciągną
I godnym krokiem z mieszkań - na ziemię,
Taką wiadomą, taką okrągłą.

I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...

Jak ciasto biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy grubo im puchną.

I znowu mówią, że Ford... że kino...
Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna...
Warstwami rośnie brednia potworna,
I w dżungli zdarzeń widmami płyną.

Głowę rozdętą i coraz cięższą
Ku wieczorowi ślepo zwieszają.
Pod łóżka włażą, złodzieja węszą,
Łbem o nocniki chłodne trącając.

I znowu sprawdzą kieszonki, kwitki,
Spodnie na tyłkach zacerowane,
Własność wielebną, święte nabytki,
Swoje, wyłączne, zapracowane.

Potem się modlą: "od nagłej śmierci...
...od wojny... głodu... odpoczywanie"
I zasypiają z mordą na piersi
W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie.
Julian Tuwim, Mieszkańcy


Na zdjęciach: Józef Baran, Wojciech Pszoniak, Olgierd Łukaszewicz, Ewa Lipska, Andrzej Pilipuk, Maciej Szczawiński, Krzysztof Zanussi, Jan Nowicki, Stanisław Janicki, Tadeusz Sławek.
Wszystkie osoby, które były na spotkaniach z tymi wielkimi osobistościami, mogłyby się zmieścić jednorazowo w Sali Teatralnej, która posiada jedynie około 170 miejsc.
Jakie świadectwo wystawiamy o sobie my... MIESZKAŃCY Jaworzna...?

 

Więcej w tej kategorii: Rewanż »
Powrót na górę

Kultura

Polskie portale

INSTYTUCJE

Follow Us