Hrabina Marica - Graj cyganie, i Jedź do Varasdin - przebojowo
- Autor Alex
Tak to już jest w świecie operetki, ze wszystko, co na scenie będzie się działo po zapoznaniu z realiami przedstawianej historii, jest przewidywalne.
Wystarczy mała detektywistyczna smykałka, ale i znajomość choćby kilku operetek i wszystko jasne. Jest wprowadzenie, przedstawienie postaci, zarysowanie realiów, wprowadzenie intrygi, dłuższa lub krótsza komedia omyłek, nieco romansu, jakaś zdrada, albo jej próba, nieco niespełnionej miłości, która i tak spełniona ma nie być, bo pojawiły się inne, ciekawsze okoliczności i osoby, którym warto poświęcić, oczywiście całe życie, do samego końca.
Potem cała misternie zbudowana fabuła mówiąc po naszemu, bierze w łeb, bo pojawia się naczelny intrygant, ale za raz po nim następuje zwrot akcji, ponieważ inna postać, dotąd najczęściej nieobecna dokonuje tak zwanego wejścia smoka, i dość szybko całość prowadzi do z góry zaplanowanego i odgadnionego finału, który jest finałem szczęśliwym, jak nakazuje kanon gatunku.
A więc skoro, jak stanęło na początku, operetka to za każdym razem mniej więcej ta sama historia, to dlaczego przedstawienia mają wierną i wciąż niemalejącą widownię, fanów, znawców, którzy nie zamierzają rezygnować z kolejnej porcji wyśpiewanego love story?
W tym tajemnica, która jest dość łatwa do rozwiązania. Historia zawsze obdarzona jest niepowtarzalnym wdziękiem, postaci są różne, i pochodzą z różnych warstw naszego wielce zróżnicowanego społeczeństwa. A historia?
A któż nie chce wciąż śledzić losów zakochanych, kto nie chce za każdym razem przekonać się czy na pewno po serii nieporozumień, w końcu bohaterowie po zejściu ze sceny będą żyć długo szczęśliwie?
Kto w końcu nie chce usłyszeć mniej, lub bardziej znanych arii, piosenek, które stanowią kanon klasycznego teatru muzycznego?
ZAPRASZAMY DO GALERII ZDJĘĆ Z OPERETKI "HRABINA MARICA"W każdej operetce znajdziemy kiedyś już słyszany motyw, znane słowa, które albo nucimy razem z solistami, albo po których obdarzamy ich szczerymi brawami.
W końcu dochodzimy do wizualnych wrażeń, które nie mogą być inne niż fantastyczne, kiedy widzi się stroje z minionych epok, beztroskę, a z jaką żyją postaci wymyślone przez autora, kiedy można wczuć się w klimat historii miłosnej na żywo, nie za pośrednictwem telewizora, czy nie daj Boże aplikacji telefonicznej, tylko tu i teraz widząc aktorki odziane w przepiękne kreacje, lśniące świeżością, uśmiechnięte, z wyborną lekkością w tanecznym kroku przemierzające scenę, i śpiewające tak, że nam w gardle zasycha i ciarki wędrują po plecach... To samo oczywiście tyczy się aktorów, wytwornie odzianych, dla których Panie zajmujące miejsca na widowni, oddałyby wiele.
Oczywiście panowie na widowni nie pozostają dłużni i z natychmiast, na dwie, trzy godziny spektaklu zakochują się w solistkach.
Tak naprawdę nie wiemy, czy ta ulotna, acz na pewno wielka miłość, skierowana jest ku postaciom fabuły, czy ku artystkom - nader realnym, ale to pozostawmy do rozstrzygnięcia samym zainteresowanym, kiedy w garderobie na toaletce pojawiają się bukiety kwiatów od wielbicieli.
Oj, chyba się zagalopowaliśmy. Przecież te czasy i ci szarmanccy panowie już nie istnieją!
A więc skoro już znamy fabułę, to możemy zacząć rozkoszować się wrażeniami po premierze, jaką zgotował nam Teatr Arte Creatura.
Aktorzy znani z wcześniejszych przedstawień, ale i nieznani, wyśmienicie wybrani do swoich ról, tak "zakręcili" widownię że ta poczuła się nie jak w naszym Młodzieżowym Domu Kultury, ale co najmniej jak w światowej sławy teatrze.
Trudno wymieniać kto zapał najbardziej w pamięć, oczywiście oprócz przypadków "zakochań" o których była mowa wcześniej, niemniej zauważymy kilka. Wszyscy wykazali się świetną grą, ale zawsze mamy jakieś preferencje.
Oczywiście tytułowa Hrabina Marica, a w jej roli czarująca ale potrafiąca sparaliżować wzrokiem, Natalia Piechowiak - sopran, o głosie wręcz łabędzim. Oczywiście Jarosław Wiewióra - tenor, którego głos z kolei równać się może z trąbami burzącymi mury Jerycha. Filigranowa, wyjątkowo dziewczęca Paulina Gocałek, "biedna, jak mysz kościelna", a z nią Koloman Zsupán śpiewany i tańczony z arcyciekawym wdziękiem Tomasz Świerczek.
Wśród wielkich osobowości scenicznych scen należy wymienić Marcelego Pałczyńskiego, który oprócz "kemerdynerki? zajął się również reżyserią przedstawienia, a jego doświadczenie odczuć się dało niewątpliwie w trakcie trwania sztuki.
Świetnego kolorytu dodała znana nam od wielu lat w Jaworznie para wspaniałych artystów Grażyna Bieniek - Żaak i Adam Żaak, Ich wejście na scenę to za każdym razem bomba wybuchająca energią. Bomba, która wśród publiczności z kolei wywołuje eksplozje radości.
I mamy za sobą wędrówkę po premierze Hrabiny Maricy Emmericha "Imre" Kalmana, oddajmy jeszcze honory pozostałym artystom i towarzyszącej im orkiestrze pod dyrekcją Marka Kudry i śmiało możemy przejść do GALERII gdzie do wglądu ponad 100 zdjęć z sobotniego, premierowego wieczoru.
Artykuły powiązane
- Kolejny Wielki odszedł do Pańskiego Teatru
- Nie żyje kochany przez wszystkich Arnold Boczek
- Spektakl "Porwanie" w gwiazdorskiej obsadzie
- Mańka z Czerniakowskiej. Bardzo smutna komedia - Po premierze.
- Zespół Aktorski Proscenium przedstawił spektakl teatralny „Bunia”
- Bajka wg Čtvrtka - autora Rumcajsa - zapraszamy dzieci
- Czy było cacy? To wie publiczność - nie zdadzamy fabuły!