Dlaczego fotografowie nie lubią być okradani?
- Autor Alex
Kilku znajomych fotografów, czy też osób, zajmujących się amatorskim robieniem zdjęć prosiło, abym napisał i opublikował kilka zdań na temat plagi zalewającej internet oraz inne media. Plagą tą jest kradzież zdjęć: czyli ściąganie ich bez skrupułów przez inne osoby, czy media, czy instytucje i publikowanie ich jaki ilustracji własnych materiałów prasowych czy reklamowych, czy też po prostu - dla ubarwienia np profilu.
W zależności od dziedziny sztuki podobny felieton mógłby napisać muzyk, plastyk, aktor, reżyser, dziennikarz.
A kto lubi? Nikt. Tyle że praca fotografia jest przez resztę pracującego społeczeństwa traktowana jak coś, co tenże wykonuje z zamiłowania, z pasji.
Dlaczego więc, skoro swoje zdjęcie raz "wrzucił" do sieci, to po jakimś czasie upomina się o zapłatę, gdy ktoś to zdjęcie wykorzysta: ściągnie i opublikuje na własnej stronie, czy profilu na portalu społecznościowym?
Dość często spotykamy się z niefrasobliwością tak osób, jak i instytucji, które kompletnie nie rozumieją, że zdjęcie umieszczone w internecie przez jego autora, nie jest zdjęciem należącym do całego świata.
To własność, podlegająca prawu podobnie jak pieniądze, czy samochód..
Zdarzyło mi się nie jeden raz, że na przykład uczniowie jakiejś szkoły po opublikowaniu przeze mnie relacji fotograficznej z jakiejś uroczystości, natychmiast, zamiast wstawić na swoją tablicę link do galerii zdjęć, ściągnęła ich kilkadziesiąt i wrzuciła do swojej galerii na niebieskim portalu. I to za wiedzą wychowawcy.
Kiedy zwróciłem uwagę, to bardzo trudno mi było wytłumaczyć, że tak się po prostu nie robi, że to kradzież, że w polskim prawie nie istnieje coś takiego jak domena publiczna i że w wypadku zainteresowania należy co najmniej zapytać, czy można, a uczniowie nie powinni być przyzwyczajani w szkole (!) że wolno brać to, co do nich nie należy.
Fotografia to własność, jak każda inna, którą autor ma prawo rozporządzać jak chce, a kiedy sprzedaje ją komuś, albo nawet oddaje za darmo, określa pola eksploatacji. Czyli, że jeśli autor pozwolił nabywcy wykorzystać zdjęcie na przykład na określonej stronie internetowej, to nie znaczy, że nabywca może je umieścić na innej stronie, albo na przykład w wydawnictwie książkowym. Jeśli z młodożeńcami autor w umowie zapisuje, że zdjęcia mogą być wykorzystane wyłącznie dla celów prywatnych, a nie publicznych, to młodożeńcy nie mogą zdjęć wstawić na swój profil społecznościowy.
Do tego potrzebna jest nowa umowa i najczęściej dodatkowa zapłata. W internecie jest mnóstwo skarg, żali, że jakiś ktoś ukradł komuś zdjęcie i nawet nie podpisał. Albo podpisał i teraz robi wielkie oczy kiedy autor upomina się o swoje prawa - na przykład o zapłatę, Odpowiada wtedy:
- Przecież Cię podpisałem, więc o co chodzi?!
A no o to chodzi, że niezależnie od tego, czy było zapłacone, czy nie, podpis i to wyraźny się należy jak psu miska zupy.
Nie wolno umieszczać zdjęcia niepodpisanego, albo tym bardziej nie wolno zamazywać znaku, podpisu wstawionego na zdjęciu przez autora.
To jest działanie bezprawne, delikatnie mówiąc.
Ale podpis nie jest zapłatą za zdjęcie!
Oczywiście jeśli umowa przewiduje niepodpisanie, to już sprawa pomiędzy sprzedającym, a kupującym. Każdy może dać komuś innemu zdjęcia bez żadnych warunków, niemniej autor praw autorskich się nie pozbywa.
Istnieje jeszcze pojęcie tak zwanego dozwolonego użytku, ale na tym osoba przywłaszczająca zdjęcie może się potocznie mówiąc "przejechać".
Ale w innym wypadku, nikomu nie wolno publikować, przerabiać, a nawet kadrować czyjegoś zdjęcia bez jego zgody i wiedzy.
W wypadku stwierdzenia bezprawnego działania autor ma dość spory wachlarz możliwości postąpienia.
Można żądać usunięcia zdjęcia, z publikatora, można żądać podpisania, jeśli to autorowi wystarczy. Ale można żądać zapłaty.
Najprostszym sposobem jest po prostu wysłanie rachunku.
Autor jednak nie może przesadzić z wysokością żądanej kwoty, bo musi ona odpowiadać rzeczywistej wartości utworu, a nie być wyssaną z palca niebotyczną sumą. Niemniej suma może być dość dotkliwa dla złodzieja.
Najlepiej się po prostu dogadać, a jeśli złodziej nie uzna praw autora, wtedy pozostaje nam sąd, albo... opisanie sytuacji publicznie, bądź groźba takiego opisania.
Zazwyczaj winny mięknie, bo nie chce nosić znamiona złodzieja.
Temat ogromny, przypadków tyle, ile autorów.
Czy da się zabezpieczyć swoje zdjęcia? Raczej nie. Każde zdjęcie można ściągnąć z każdej strony.
Co więc robić?
Dopominać się o swoje, zwłaszcza w wypadku, kiedy mamy do czynienia ze świadomym, z premedytacją działaniem złodzieja, który w dodatku nie przyznaje się do winy, posługując się przytoczonymi poniżej wymówkami.
Co zrobić w wypadku, kiedy nam przydarzy się w ferworze codziennego buszowania w internecie zawłaszczyć czyjąś fotografię?
Jeśli sami się zorientujemy, że zrobiliśmy coś bezprawnego, najlepiej usunąć je i mieć nadzieję, że ktoś nie zrobił zrzutów ekranu i nie potwierdził faktu u notariusza, chcąc nas obciążyć rachunkiem, albo pozwem.
Kiedy jednak ktoś nas złapał na gorącym uczynku nie warto upierać się, że przecież to tylko jedno małe zdjęcie, że bez wartości, że itp, itd...
Warto spełnić rozsądne żądania autora, bo w wypadku takiego uporu, może nas to dość mocno uderzyć, nawet nie tyle po kieszeni, co po opinii, jaką mamy w środowisku.
Jedno jest pewne: mimo, że internet jest pełen przypadków kradzieży fotografii, to nie warto powoływać się na slogan, że wszyscy tak robią. Warto być uczciwym.
Na koniec kwestia portali społecznościowych - wolno - wolno udostępniać wrzucone przez innych zdjęcia. Wolno udostępniać zdjęcia osadzone na innych portalach, czyli podać link do miejsca w którym jest zdjęcie. Ale ściągać i wrzucać na swoją tablicę, nawet jeśli podpiszemy, nie wolno bez zgody autora.
10 najczęściej stosowanych wymówek podczas kradzieży zdjęć
Ogromna liczba osób jest przekonana, że kopiując i wykorzystując fotografie znalezione w Internecie nie robi nic niewłaściwego. Przedstawiamy 10 najczęściej pojawiających się fałszywych wymówek, których używają osoby podczas kradzieży fotografii z Internetu.
Listę opublikował brytyjski dziennik "The Guardian" ? jest naprawdę zatrważająca.
1 . Nie było żadnej informacji o "prawach autorskich" lub znaku wodnego na zdjęciu.
2 . Zdjęcie zostało umieszczone w Internecie po to, aby je wykorzystywać.
3 . Google udostępnia zdjęcia do pobrania przez wyszukiwarkę Google Grafika.
4 . Opublikowane zdjęcia na Facebooku przechodzą do domeny publicznej.
5 . Przecież nie zarabiam na tych zdjęciach. Wykorzystuje je tylko na moim blogu/stronie internetowej/na profilu na Facebooku.
6 . Umieściłem przecież imię i nazwisko fotografa/logo/nazwę firmy/adres e-mail ? w ten sposób go reklamuję, prawda?
7 . To zdjęcie nie jest wystarczająco dobre i oryginalne, aby być chronione prawem autorskim.
8 . Jestem na tym zdjęciu, więc mogę je dowolnie wykorzystywać.
9 . Umieściłem odnośnik do strony fotografa, to dla niego najlepsza reklama.
10 . Wszyscy to robią ?
Artykuły powiązane
- Stowarzyszenie na rzecz Poradnictwa Obywatelskiego DOGMA informuje
- W oczekiwaniu na nowy Kodeks Pracy
- Klub fotograficzny eksploruje Tarkę, czyli... "Nasi tu byli"
- Krople. W Sieci. Kolejna wystawa fotografii w Miejskiej Bibliotece Publicznej
- Ostatnia taka rocznica - wystawa fotografii - wernisaż
- Sobieski w obiektywach fortografów industrialnych
- ISO MIASTA 2 - konkurs fotograficzny - natura Jaworzna