Arek Zawiliński - opowieści z Siekierezady
- Autor Alex
Trzy gitary i jeden Arek. Arek Zawiliński w Jazz Clubie Muzeum w dzień, w którym ulice spływały upałem przyjechał aby wprowadzić w tę gorącą codzienność powiew bieszczadzkiego klimatu i wybitnego gitarowego grania oraz historii, jakich dziś już, o ile nie całkiem, nie uświadczy, to jest ich na tyle mało, że spotkać je na drodze to wielka sztuka, dostępna tylko dla prawdziwych miłośników połonin i lasów pamiętających najdawniejsze czasy.
Już rok temu, kiedy Arek Zawiliński zagrał w Jaworznie można było przekonać się że współczesna muzyka nie musi być nijaka, oderwana od rzeczywistości.To, o czym śpiewa Arek wydarzyło się naprawdę, a bohaterowie jego songów żyli tam i wtedy. Są pamiętani przez wędrowców i przez rdzennych tamtejszych mieszkańców, jak na przykład dający się we znaki niegdyś rzezimieszkowie, o których wyczynach krążyły legendy, a którzy to zbudowali odrębność bieszczadzkiego świata od tego, co poza nim.
Śpiewa również o specyficznej filozofii życia w oddalonym w pewien sposób od cywilizacji terenie, gdzie pory roku dyktuje przyroda i wyłącznie od tego, jaka aurę zsyłają niebiosa zależy rytm dobowy.
Odrębną sprawą jest wyjątkowe Arkowe granie wykorzystujące różne techniki - fingerpicking slide i bottelneck, które sprawia, że poruszamy się w świecie przeróżnych dźwięków, których pochodzenie nie zawsze daje sie wytłumaczyć. To coś czarownego, coś, co każdy powienien usłyszeć, aby nie pozostać ubogim we wrażenie.
Sporo opisaliśmy już wtedy w TYM artykule na temat koncertu Arka, Niech więc dziś przemówi sama muzyka w kilku fragmentach zagranych z niesamowitą wirtuozerią na gitarach, które muzyk przywiózł ze sobą. A to gitara Klasyczna, Dobro oraz lap steel.
Wiele treści, wiele dźwięków to doskonała na przykład do podróżowania alternatywa dla radiowej codziennej plastikowej papki.
Przypominamy treść artykułu sprzed roku, którą można znaleźć w starej wersji naszego portalu.
To taka kontynuacja tego, co napisał i pozostawił po sobie Stachura w swojej prozatorskiej twórczości. Siekierezada - i wszystko jasne - kto zna ten tytuł, powieść, film, już zna klimat opowieści Steda.
Jest i knajpa o nazwie Siekierezada, najbardziej znana bieszczadzka przystań spragnionych nie tylko trunków, ale muzyki i samotności, i towarzystwa i sztuki, przez wielkie "S".
Ale Bieszczady to również Marek Hłasko ze swoim "Następnym do raju", to też "Baza Sokołowska" i Chłopcy z tejże bazy wyśpiewani przez Andrzeja Garczarka. To w końcu ludzie tworzący bieszczadzką historię, legendy, jak choćby te, związane z wypalaniem węgla drzewnego retorty i ich "właściciele" - ludzie owiani tajemniczością, znani ze swego umiłowania wolności i niezależności od całego świata.
W ten klimat wpisuje się Arek Zawiliński, który koncertował w Jazz Clubie Muzeum w sobotę 24 maja...
On to już po zaśpiewaniu pierwszej piosenki mógł zostać zaklasyfikowanym, zaszufladkowanym, choć w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu, w krąg ludzi kojarzonych z ostatnim chyba polskim tak bardzo dziewiczym terenem, kryjącym jeszcze wiele nieodkrytych tajemnic.
Cała filozofia prezentowana w piosenkach, w tekstach które są jak niewiele w dzisiejszym świecie, pełne prawd, przemyśleń, wieloznaczności, pytań i wniosków dotyczących życia, przyjaźni, miłości, czyli zwykłych ludzkich problemów.
Teksty to jedno, a ich oprawa w muzykę to sprawa druga, równie ważna jak narracja. technika gry Arka Zawilińskiego.
To wyższa szkoła jazdy, zdaniem laika, ale można spodziewać się, że i znawcy gatunku docenią niezwykle rozbudowany własny akompaniament - zawsze na jednej gitarze, która brzmi tak, jakby było jeszcze coś, jakby ktoś drugi zza kulis dogrywał pewne dźwięki, zarówno jeśli chodzi o utwory grane na tradycyjnym klasyku - akustyku, jak i na >>dobro<<, które dopiero to tworzy klimat folkowy, bluesowy, jednak zawsze osadzony w naszej rzeczywistości, niby kopiujący wzory z amerykańskiego bluesa, a jednak taki, w którym słychać .. właśnie te Bieszcady.
Szkoda, z publiczność wolała, że posłużę się kolokwializmem - mordobicie (w TV był jakiś boks) miast doskonałej muzyki na żywo. Ale nie ma tego złego.. to przecież elitom dane jest zobaczyć, posłuchać artystę, jakim on jest, a nie mający większych kulturalnych ambicji siedzą przed telewizorami ekscytując się kto komu więcej ciosów na nosie ulokuje. Cóż, godząc poglądy wspomnijmy: De gustibus non est disputandum.
Artykuły powiązane
- Wielki artysta odszedł. Wspomnijmy Jego koncert w Jaworznie
- Brigitta Wierzbik - Pierwszy Koncert Jeunesses Musicales 2020
- John Porter w Jaworznie - solo - niezwykły koncert
- SHANTA REI - premierowy koncert w Klubie Relax
- Wanda Johnson - wybitny głos soulu i bluesa po raz drugi w Jaworznie!
- Zbuntowana Orkiestra Podwórkowa Hańba! W Jaworznie! Zagrała!
- Powroty... Zbyszek Ciepły, malarstwo