Marsz - W Jaworznie przyszłe mamusie domagały się prawa do zabijania swoich dzieci.

Podobnie jak w innych miastach zwolennicy zabijania niewinnych dzieci urządzili w Jaworznie marsz domagający się bezkarnego i dowolnego decydowania o usuwaniu ciąży.
Setki, a może i tysiące nastolatek, a nawet kilkulatków, ale i ludzi dorosłych, wyposażonych w tablice z obelżywymi napisami i faszystowskimi znakami, oraz haniebnymi grafikami, wykrzykujący niedające się do powtórzenia wulgaryzmy przeszły spod uUrzędu Miejskiego pod kościół, gdzie w dalszym ciągu, wzorując się na usłyszanych w telewizji ohydnych treściach i niedających się przyjąć ze spokojem plugastwach, czynili w Jaworznie to samo.
Jednym z najłagodniejszych okrzyków było "wyp.....lać". Z rozmów z przeciwnikami demonstracji wywnioskować można było, że są wśród nich również rodzice niektórych protestujących, którzy bardzo gorzko przyjęli okrzyki swoich dzieci, które były tak wymowne, jak uderzenie w twarz. Bo rodzic, który od własnego dziecka usłyszy "wyp.....lać", nie będzie już nigdy taki sam, bo cały świat lega w gruzach - mówili ze łzami w oczach. Inni nazywali rzeczy po imieniu - "dzicz i chuligaństwo".
Dało się słyszeć również słowa niedowierzania, że dla dzisiejszej młodzieży najważniejszą sprawą w życiu jest seks bez granic i brak jakichkolwiek hamulców moralnych.

Naprzeciw protestującym wyszli obrońcy życia, nastawieni zupełnie pokojowo, wręcz miłosiernie, wręczając im kwiaty lilie i tulipany, do których przyczepione były karteczki opisujące historie dzieci uratowanych spod kleszczy i narzędzi specjalistów od zabijania nienarodzonych.
Jak młodzież będąca zwolennikami zabijania przyjęła te kwiaty? To widać na zdjęciach gdzie na bruku leżą podeptane lilie.
Wśród broniących życia byli młodzi ludzie związani z kościołem oraz jaworznicka Solidarność.
Porządku pilnowali jaworzniccy policjanci, których słowa były niestety wyśmiewane, wykpiwane i zagłuszane przez protestujących.
Najbardziej gorliwi pozostawali pod kościołem do późnych godzin nocnych